Polak zabity we Włoszech

Temat przeniesiony do archwium.
Mrożąca krew w żyłach historia Polaków we Włoszech. Marcin i Łukasz jechali do pracy niedaleko Neapolu. Łukasz twierdzi, że od początku swojej podróży byli śledzeni. Przerażeni bracia udali się na policję. To nie odstraszyło napastników. Napadli Polaków w hotelu. Łukasz uciekł. Marcin niestety nie. Jego ciało znaleziono w Zatoce Neapolitańskiej.

To miał być wyjazd na sześć tygodni. Do pracy, do Włoch. 24-letni Łukasz Szczęśniak pojechał tam ze swoim bratem Marcinem. 23-letni Marcin z Włoch już nie wrócił.

- Jechałem z bratem do pracy na 6 tygodni. Nikt nie przypuszczał, że coś takiego się stanie - opowiada Łukasz Szczęśniak, brat Marcina.

Marcin i Łukasz pracę w niemieckiej firmie znaleźli w Polsce. Dwa miesiące temu dostali zlecenie od firmy na wyjazd do Włoch. W Neapolu mieli zakładać taśmy produkcyjne. Jak mówi Łukasz, już we Włoszech zauważyli, że ktoś za nimi jedzie.

- Byliśmy za Florencją i zauważyliśmy, że za nami jadą jakieś samochody. Gdy zatrzymywaliśmy się na parkingach, oni też zjeżdżali z trasy. Przed Neapolem zatrzymaliśmy się na stacji, zatankowaliśmy auto do pełna i brat poszedł z mapą zapytać się o drogę do Rialdo. Wtedy ktoś powiedział: "Nie mów im i tak nie dojadą" - wspomina Łukasz Szczęśniak, brat Marcina.

W Neapolu mężczyźni nadal byli śledzeni przez obce samochody. Łukasz i Marcin byli co raz bardziej przerażeni.

- Te samochody jechały za nami i obok nas. Na światłach brat im umknął. Zaczęliśmy szukać najbliższego posterunku policji. Policjantka powiedziała, że możemy pojechać do czterogwiazdkowego hotelu, gdzie schowamy w garażu samochody i pojedziemy spokojnie do Rialdo - opowiada Łukasz Szczęśniak, brat Marcina.

- Jak już ich policja odwoziła, to on mi mówił: "Mamuś ty nawet nie wiesz, co się tu z nami dzieje" - mówi Bożena Walichnowska, matka Marcina.

To nie koniec koszmaru. Jak się okazało, w hotelu mężczyźni też nie mogli czuć się bezpiecznie. Cały czas ich obserwowano. Postanowili uciec.

- Około godziny 24. zobaczyłem za oknem trzy osoby. Wystraszyliśmy się. Chcieliśmy uciec z tego hotelu. Wyskoczyłem przez okno, zaczęliśmy biec, oni za nami, brat powiedział: "Uciekaj, już mnie mają" - wspomina Łukasz Szczęśniak, brat Marcina.

Łukasz wyskoczył przez okno. Ze złamaną nogą trafił do szpitala. Pobity Marcin zdołał wrócić do hotelu. Stamtąd ostatni raz zadzwonił do swojej matki.

- Powiedział: "Mamuś, ja jestem tak pobity. Okradli mnie, komórki nie mam". Kazałam mu nie ruszać się z hotelu - opowiada Bożena Walichnowska, matka Marcina.

Marcin jednak wyszedł i nigdy do hotelu już nie wrócił. Kilka dni potem znaleziono go martwego w Zatoce Neapolitańskiej.

- Brat miał siedzieć w tym hotelu, ale nagle zniknął, nie wiadomo jak i dlaczego. Na 99 procent został wyniesiony z tego hotelu - twierdzi Łukasz Szczęśniak, brat Marcina.

- Sprawa w dalszym ciągu jest w toku. Prowadzi ją prokuratura włoska. Dopóki nie będziemy znali wyników autopsji to prokuratura nie jest nam w stanie nic powiedzieć - informuje Jerzy Adamczyk, wydział konsularny Ambasady RP w Rzymie.

Dlaczego Łukasz i Marcin byli śledzeni? Dlaczego ktoś chciał ich zastraszyć? Nieoficjalnie wiemy, że chodziło o porachunki między firmami, które działają na terenie Neapolu.

- W 70 procentach nas z kimś pomylono, albo to były jakieś porachunki między firmami, innej opcji nie ma - mówi Łukasz Szczęśniak, brat Marcina.

Czy zagadkowa śmierci Marcina zostanie wyjaśniona? Jego rodzina nie wierzy we włoską sprawiedliwość. Zwłoki Marcina przywieziono do Polski, w zapieczętowanej trumnie. Matka do tej pory nie wie, czy w grobie leży jej syn.

- Ja nie mam potwierdzenia, że ja go pochowałam, to mnie męczy strasznie. Żebym chociaż jakieś zdjęcie zobaczyła - rozpacza Bożena Walichnowska, matka Marcina.

Reporter: Aneta Krajewska [email] Polsat) http://interwencja.interia.pl/wczoraj/news?inf=1079464
dzieki,ze to wstawilas.
Wlasnie ogladnelam przed chwila ten reportaz.
Przestancie mowic tylko o "pryszczach". Prosze
Jestem przerazona
Mafia? - Tajemnicze okoliczności śmierci mężczyzny z Lubina

Uciekając przed bandytami Łukasz połamał nogę. Nie czuł bólu, tylko strach

Dwóch braci jechało do pracy na południe Włoch. Ktoś ich śledził. Napadł pod hotelem w Neapolu. Łukasz uciekł, Marcinowi się nie udało

W sobotę 26 stycznia w miejscowości Castel dell`Oro nieopodal Neapolu włoska policja znalazła zwłoki młodego mężczyzny. Sądząc po dokumentach, które wyjęto z kieszeni spodni, to 21-letni Marcin Szcześniak z Lubina. Nim umarł był bity przez nieznanych sprawców.
Marcin od roku pracował w niemieckiej firmie handlującej technologiami dla przemysłu i montującej po całej Europie wyposażenie dla fabryk. Szefowie bardzo go cenili – szybko awansował na brygadzistę. Lubił swoją robotę i podróże z kraju do kraju. Więc gdy Niemcy wygrali duży przetarg na montaż linii produkcyjnej w 2,5-tysięcznym miasteczku Riardo koło Neapolu, Marcin cieszył się jak dziecko. Wołał mamę do komputera, żeby na internetowej mapie pokazać jej, którędy będzie jechał.

I tak nie dojadą
– Dotychczas wszystko mu się układało – mówi Łukasz Szczęśniak, trzy lata starszy od brata. – Dobrze zarabiał. Kupił samochód, planował budowę domu, niedawno się zaręczył...
Marcin wciągnął Łukasza do firmy. Od pół roku pracowali razem. Do Riardo też pojechali we dwójkę. Spakowali sprzęt i dokumentację do służbowego busa, wzięli 1.850 euro diety na benzynę, jedzenie i hotele. Wyruszyli w piątek 18 stycznia. We Włoszech mieli zostać do marca.
W niedzielę rano pod Florencją bracia zorientowali się, że ktoś śledzi ich busa.
– Jechało za nami z siedem samochodów na włoskich tablicach rejestracyjnych – opowiada Łukasz. – W każdym aucie było po 2-3 mężczyzn w wieku mniej więcej od 20 do 40 lat.
Nieznajomi zmieniali się miejscami: jedni zostawali z tyłu, inni wyprzedzali busa. Łukasz z Marcinem zjeżdżali z trasy i zatrzymywali się na parkingach, aby upewnić się, czy są śledzeni. Obcy towarzyszyli im przez 500 kilometrów.
Na jednej ze stacji benzynowych Marcin tankował paliwo, a Łukasz wziął mapę i poszedł zapytać o drogę do Riardo. Tamci stanęli i obserwowali nas z daleka. Może dlatego Włosi nie palili się do pomocy zbłąkanym cudzoziemcom. „Nie mów im, i tak nie dojadą” – powiedział jakiś mężczyzna. To wtedy Łukasz przeraził się nie na żarty. Zamiast zjechać z głównej trasy, bracia popędzili do Neapolu, rozglądając się po drodze za posterunkiem policji. Nieznajomi wciąż ich śledzili.
Wymknęli się obcym dopiero w Neapolu. Marcin dał gazu na światłach, potem z Łukaszem zostawili busa i wpadli na podwórko jakiegoś Włocha błagając o telefon na policję.
– Przyjechał patrol – opowiada Łukasz Szczęśniak. – Zawieźli nas na komisariat, ale nie chcieli się zgodzić, byśmy tam zostali. Z początku zaproponowali, że będą nas eskortować do autostrady. Potem uznali, że bezpieczniej będzie przeczekać noc w hotelu. Zaprowadzili nas do niego i opłacili pokój.
Hotel był porządny, czterogwiazdkowy, z garażem, do którego mogli schować busa. Lubinianie myśleli, że odpoczną do rana. Ale po północy znowu zamarli z przerażenia: przez okno zobaczyli trzech mężczyzn z samochodów, które za nimi jechały od Florencji. Szli do hotelu.
– Niewiele myśląc uciekliśmy – opowiada Łukasz. – Zbiegliśmy w dół po schodach. Potem wyskoczyliśmy przez okno na chodnik.
::: Reklama :::

Zamknął się i czeka
Okno było wysoko, 5-6 metrów nad ziemią. To wtedy Łukasz złamał pewnie nogę. Ale nie czuł bólu, tylko strach. Biegł z przodu, Marcin za nim. Kątem oka widział, jak dwie ciemne sylwetki odrywają się od recepcji i rzucają w pogoń za nimi. Potem usłyszał krzyk brata. Marcin wołał, żeby uciekał. Że jego już dorwali. Gdy nie mógł już biec, Łukasz schował się za kubłem na śmieci.
To była najdłuższa noc w jego życiu. Przeczekał ją w krzakach, próbując dodzwonić się z komórki do firmy, by ktoś po niego podjechał. Ale aparat szwankował. Rano znalazł go jakiś Włoch. Zadzwonił po policję. Funkcjonariusze obejrzeli nogę Polaka i zawieźli go na pogotowie. Lekarze zrobili zdjęcie rentgenowskie, usztywnili nogę i owinęli ją bandażem. Był poniedziałek, późny wieczór.
Mniej więcej w tym czasie Marcin wrócił do hotelu. Krwawe ślady na meblach i podłodze świadczyły, że bandyci go wypuścili na chwilę. Z komórki dzwonił do Polski: „Mamo, napadli nas i pobili” – mówił roztrzęsiony. – „Nie masz pojęcia co nam tu zrobili”.
Płakała. Mówiła, żeby dzwonił na policję. „To jedna mafia”- powtarzał jej Marcin. Ale chyba jednak zadzwonił na jakiś komisariat, skoro mówił też, że zamknął się w pokoju i czeka na policjantów.

Włoskie gazety milczą
Potem zniknął. Nie wiadomo jak. Jego brat przypuszcza, że został siłą wyciągnięty z hotelu. W samych spodniach, bo reszta ciuchów została w pokoju. Kiedy w środę z dwoma kolegami z firmy Łukasz wrócił po zamkniętego w garażu busa, recepcjonista wręczył mu worek z zakrwawionymi ubraniami brata.
– Nie wiem, dlaczego nas napadli – mówi Łukasz Szczęśniak. Przypuszcza, że to pomyłka. A może bandytów nasłała jakaś włoska firma, która przegrała przetarg w Riardo. Wartość takiego kontraktu to 30-40 milionów euro, niemałe pieniądze.
W piątek w południe Łukasz wrócił do kraju. Dzień później z Włoch przyszła wiadomość o wyciągniętych z wody w Castel dell`Oro zwłokach.
W domu na lubińskim osiedlu płacze mama chłopaków. Trudno pogodzić się ze śmiercią dziecka, więc jeszcze tli się w niej nadzieja, że Marcin jednak żyje a koło Neapolu znaleziono ciało kogoś innego.
Łukasz Szczęniak chodzi o kulach. Okazało się, że ma połamane kości śródstopia.
W czwartek w Neapolu odbyła się sekcja zwłok. Wyniki będą nieprędko, może dopiero za 50 dni.
– Włoskie gazety milczą o tej sprawie – mówi Jerzy Adamczyk, szef działu konsularnego polskiej ambasady w Rzymie. – Jesteśmy w stałym kontakcie zarówno z policją i prokuraturą, jak i z rodziną Marcina w Polsce. Na razie nie mamy jednak żadnych nowych informacji o postępach w śledztwie. •
Piotr Kanikowski - POLSKA Gazeta Wrocławska
http://www.lubin.pl/_portal/news/12[tel]f054d14042/Tragedia_we_W%C5%82oszech_%E2%80%93_aktualizacja.html http://wroclaw.naszemiasto.pl/wydarzenia/813601.html http://ww6.tvp.pl/1691,2[tel].strona
ja juz dzis nie zasne.
Chcialam jeszcze zapytac o skuteczny srodek nasenny, ale spicie.
Beata [gg]
srodek nasenny ale na recepte,dobry bo nowoczesny ,bez dxzilania ubocznegho porannego..to Zolpic firmy Popharma cena ok 20 zl op 10 mg w srodku jest 20 tabl. wystarczy pol tabletki i dziala,warunek to pusty zoladek,czyli ze 2 godz po kolacji.A z tych bez recepty to polecam z jak najwyzsza zawartoscia nasion szyszki sosnowej,nie pamietam nazwy zdaje sie Lupulina.kosztuje ok 12 zl opak 30 tabl
Preparat wykazuje działanie uspokajające (sedatywne), ułatwiające zaśnięcie, działa przeciwskurczowo. Skład: 1 kapsułka zawiera 250 mg lupuliny - gruczołów włosków wydzielniczych, otartych z szyszek chmielu.
W innych dostepnych tabletkach/kapsulkach bez recepty jest zawsze nizsza dawka lupuliny.W tym preparacie jest najwyzsza doza
WLOSKIE GAZETY MILCZA

No poprostu brak slow. Gdyby cos podobnego zdazylo sie jakims Wlochom w Polsce, to wloskie gazety pisalyby o tym codziennie przez nastepne 5 lat.
a co powiecie, o wypowiedzi z ambony ambasady wloskiej? Moze ja zbyt wiele juz tylko miedzy wierszami czytam?
mieszkam 30 km od neapolu nawet nie wiedzialam ze cos
takiego mialo miejsce.
ja od 2 tygodni przebywam w Neapolu i przypuszczam,ze wiem duzo wiecej.
Super, ze tu tez zagladnelas.
i zostan.
W WLOSKIEJ TELEWIZIJ NIC SIĘ NIE MÓWI JEŻELI POLAK ZROBIŁBY COŚ WŁOCOWI TO BY BYŁO WE WSZYSTKICH WIADOMOŚCIACH ALY TAK JEST CISZA.
a z mala Karolinka jak bylo?
2 krotkie wzmianki w gazecie i cisza.Ciekawe co zrobili z morderca.
Temat przeniesiony do archwium.

 »

Pomoc językowa - tłumaczenia